Z Ukrainy na rynek Unii Europejskiej dotarło 3 miliony ton pszenicy i 13,5 miliona ton kukurydzy. To są ogromne, niewyobrażalne ilości. Tak naprawdę, gdy powstawał zamysł pomagania Ukrainie – zresztą słuszny - to myśl była taka, że Polska nie przyjmie tego zboża a będzie tylko krajem tranzytowym.
Dlaczego to się nie udało? Jak zwykle nie dopilnowano i nie zastosowano określonych procedur. Nie wprowadzono procedur, aby pilnować, gdzie te zboże tak naprawdę trafia. Gdyby wprowadzono odpowiednie zabezpieczenia, w tym nadzór, to dzisiaj polscy rolnicy nie mieliby większych problemów. Zboże, z wykorzystaniem naszych firm transportowych, dotarłoby do polskich portów i statkami trafiłoby, np. do Afryki, bo to tam w założeniu głównie miało ono trafić.
Można oczywiście obarczać winą Unię Europejską, bo najlepiej kłopoty oddalić od siebie i pokazać innego winnego. Unia Europejska prowadzi politykę w tym rolną, ale poszczególne państwa mają zupełnie inną sytuację. Na przykład Hiszpania, która zaopatruje również Portugalię, chętnie przyjęła te 4,5 mln ton zboża. Dlaczego? W ubiegłym roku kraj ten nawiedziła susza, która była przyczyną tego, że nie obrodziła m. in. kukurydza. Dla Hiszpani tania kukurydza z Ukrainy jest zbawieniem, gdyż mają paszę do hodowli, do przetworów, do różnych procesów produkcyjnych. Nie ma się zatem co dziwić, iż Hiszpania nie jest zainteresowana wprowadzaniem teraz ceł zaporowych na granicy. Gdyby sprawa ceł była od początku uregulowana, to wszyscy musieliby te warunki przyjąć. Zabrakło wyobraźni co do skali problemów, które mogą pojawić się po drodze.
Za trzy miesiące zaczną się w Polsce żniwa a my zostaniemy z zapchanymi magazynami. Zauważmy, iż zupełnie inny jest nadzór fitosanitarny w Ukrainie niż w Unii Europejskiej, pojawi się w związku z tym poważny problem. Rolnicy się buntują, bo mają ku temu powody. Ponieśli nakłady, wielu z nich zaciągnęło kredyty, no to mają prawo za tę pracę dostać należną płacę.
Jak pomóc? Rozwiązanie nie jest łatwe, ale mleko się rozlało. Nie możemy biernie patrzeć jak się nadal rozlewa. Trzeba jak najszybciej usiąść do stołu i – przede wszystkim - szukać sojuszników wśród krajów ościennych. Pierwsza próba załatwienia problemu, która została podjęta przez rząd, była bardzo słaba. Napisanie listu do komisarz i wyjście do dziennikarzy oraz pomachanie przez kamerami tym listem... Nie tędy droga. Ale już podpisanie tego listu przez 5 premierów państw, które graniczą z Ukrainą, nabiera zupełnie innego wymiaru.
Może trzeba pójść w sektor biopaliw, innej produkcji, bo te zboże jest na pewno słabszej jakości.
Bezwzględnie musimy się pozbyć tego zboża z magazynów, gdyż za chwilę rolnicy, po pierwsze nie sprzedają swojego, a po drugie nie będą mieli, gdzie zmagazynować zbiorów tegorocznych.
Jest tu też pewien dualizm. Konsumenci, czyli większość z nas, nie ma nic przeciwko taniemu zbożu. Jednak to tak nie działa. Służy to tylko określonym grupom, które próbują na tym robić życiowe interesy, natomiast nie służą obywatelom. Chleb od tego nie potanieje.
Henryk Milcarz, Bez Demagogii TVP Kielce, 03.04.2023